To teraz tak.
Telefon Samsung Galaxy S7Edge, pęknięty ekran.
Naprawa miała być wykonana przez Orange Smart Care bo tam mam wykupione ubezpieczenie. Płacę za nie 7 czy 8 zł miesięcznie. W ramach ubezpieczenia przysługuje mi naprawa do kwoty 700zł rocznie.
W piątek 11 maja, wysłałem telefon do serwisu kurierem. W piątek 18 maja napisałem maila z zapytaniem jak długo jeszcze zajmie naprawa bo nie miałem od nich żadnej informacji. Dziś, 21 maja zadzwoniła konsultantka z informacją, że dokonali wyceny naprawy i wynosi ona 1236,35zł. Moje ubezpieczenie pokrywa 700zł więc muszę dopłacić 536,35zł. Na moje pytanie co wygenerowało taką kwotę, Pani odpowiedziała, że technik zakwalifikował do wymiany Wyświetlacz, panel tylny i baterię. Szybko się zastanowiłem nad tym jak wygląda panel tylny i nie przypomniałem sobie tam nawet jednej ryski, a do pracy baterii też nie miałem żadnych zastrzeżeń. Odpowiedziałem, że proszę wymienić sam wyświetlacz a panel tylny i baterię zostawić w takim stanie w jakim są. Pani nieco skołowana odpowiedziała, że uwaga!! "nasz serwis nie ma możliwości naprawy częściowej", "nasz serwis nie wykonuje napraw częściowych, nie mamy takich możliwości ze względu też na gwarancję telefonu..." !!! Proszę, żeby w takim razie wysłali telefon do serwisu Samsunga ale takiej możliwości też nie ma. Poprosiłem, żeby w takim razie nie naprawiali w ogóle i odesłali telefon a teraz zastanawiam się jak ugryźć temat. Mogę wysłać telefon do serwisu Samsunga i zlecić wymianę ekranu, po czym domagać się zwrotu kosztów do kwoty 700zł, tak jak to gwarantuje umowa ubezpieczenia, lub żądać zwrotu kosztów ubezpieczenia, czyli tych kilku złotych miesięcznie bo na co mi ubezpieczenie, które nie ma możliwości usunięcia szkody.
Tak się zastanawiam, czy wymiana ekranu niesie ze sobą konieczność lub chociaż ryzyko uszkodzenia tylnej obudowy lub baterii?? Może wiedzą, że się uszkodzi podczas wymiany ekranu i chcą dodatkowo wyciągnąć siano na pokrycie swoich strat?
Co sądzicie o tej sytuacji??