Podpinam się pod wątek, bo mam podobny problem. Opisze może od początku, bo myślę, że kontekst może Was zainteresować. Otóż mam swojego Edge (nierootowany, fabryczny) od nieco ponad roku. Pierwsze pół roku korzystałem z fast charge, aż pewnego ranka obudziłem się i telefon był jednym wielkim piecem (nie ciepły, dosłownie parzył). Na serwisie wymienili baterię, płytę główną i jakieś drobiazgi. Wówczas dostałem lekkiej schizy i kupiłem ładowarkę indukcyjną - oryginalną. Nie minęło pól roku, a aparat ponownie zacząłwariować (częste rebooty, "pikanie" przy ładowaniu indukcyjnym) i pewnego dnia wyłączył się i już nie włączył. Na serwisie wymienili batereię, płytę główna i jakieś drobiazgi - po raz kolejny.
Pech to, nie pech... trudno powiedzieć. Tu już mam jednak schizę większą i zważywszy na to, że gwarancji coraz mniej, postanowiłem wyłączyć opcję fast charge, bo 7.0 na to pozwala.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że na oryginalnej ładowarce ładowanie telefonu trwa ponad pięćgodzin i w zasadzie niemożliwe jest jego doładowanie podczas używania (nie nadąży ładować). Z włączona opcją fast charge ładuje w pełni poprawnie, ok 1,15 h. Problem znika po wymianie kabla na jakikolwiek inny (np. krótki od oryginalnego power banka, ale każdy inny działa równie dobrze) i tu już ładuje od 15% do pełna w jakieś 1,30godziny (przynajmniej wierząc informacji podanej w telefonie: szacowany czas ładowania). Czy to nie dziwne, że po zamianie kabla i przy wyłączonym fast charge telefon ładuje się tylko 15 minut wolniej niż z tą włączona opcją? Smartfon świeżo powrócił z serwisu, więc wszystko wgrane na czysto. W sumie taka bardziej uwaga niż pytanie, ale może ktoś będzie miał jakieś przemyślenia.