Wszystko bierze się stąd że nie wiedzieć czemu, traktujecie "baterię" jako jakiś uniwersalny jednolity byt.
Tymczasem takie ogniwo żelazowe z kwasowym elektrolitem to zupełnie odmienne reakcje chemiczne niż np litowo polimerowe. Skąd pomysł że to samo postępowanie będzie słuszne dla obu?
W przypadku pierwszego jest słuszne długie ładowanie małym prądem przy pierwszym użyciu, oraz rozładowywanie do zera. Korzystne jest też magazynowanie w stanie rozładowanym. Ale już rozładowanie do końca ogniwa litowo polimerowego powoduje jego zniszczenie. Fizyczne nieodwracalne zniszczenie. Te przechowuje się naładowane. Więc jeśli już dyskutujecie o jedynie słusznym postępowaniu z baterią, to zaznaczajcie jakiego rodzaju ogniw wasza teoria dotyczy.
Procedura kilkunastogodzinnego podtrzymania ładowania niskim prądem powstała dla zwykłych kwasowych akumulatorów stosowanych np w samochodach. I tam się sprawdza, za to w przypadku telefonów większość prostych współczesnych ładowarek po prostu odcina ładowanie, nie ma żadnego podtrzymania małym prądem. Odcina i już, więc stara procedura i tak nie ma sensu. Jeśli w instrukcji do urządzenia pisze że tak należy zrobić, to prawdopodobnie ogniwa są tego typu któremu to pomaga, a ładowarka na to pozwala i należy się do instrukcji zastosować. W przeciwnym wypadku nie ma żadnego znaczenia bo i tak ładowarka zostanie odłączona.
Procedura formowania służy ratowania starych akumulatorów, pomaga też dłużej zachować maksymalną pojemność akumulatorom Ni-Cd, Ni-Mh i jeszcze kilku typom ogniw. Jeśli instrukcja twierdzi że należy ją przeprowadzić, to należy, widocznie zastosowano ogniwa które tego wymagają. Niektóre urządzenia mają nawet specjalną funkcję pozwalającą na rozładowanie akumulatora do zera, bardziej niż to możliwe w normalnym użytkowaniu. Jeśli akumulatory są inne i formowanie im szkodzi to postępowanie użytkownika i tak nei ma znaczenia bo odpowiedni układ odcina akumulator zanim ten zdąży się rozładować do zera. Zaszkodzić może jedynie rozładowanie do minimum po czym odłożenie rozładowanego aku gdzieś na kilka dni. Niestety, wtedy samorozładowanie spowoduje spadek napięcia poniżej krytycznego poziomu i całkowite zniszczenie ogniwa.
Zwolennicy "formowania" akumulatorów litowych którzy tutaj licznie się wypowiadają, tylko dlatego nie zniszczyli sobie całkiem akumulatorów, bo producent przewidział ich zapędy i po prostu elektronika nie pozwala na maksymalne rozładowanie, twierdząc że jest rozładowane mimo tego że nie jest. Dlatego wciąż mogą stosować swoje placebo.
Niedowiarkom polecam woltomierz za kilkanaście zł 🙂 I eksperyment. Akumulator Li-ion albo li-poli pozornie rozładowany, po wyjęciu z urządzenia i sprawdzeniu woltomierzem pokaże że jednak nie jest rozładowany. Można mu coś podłączyć pod styki + i - i rozładować go do zera. I wtedy już nigdy nie uda się go naładować ponownie. Za to akumulator Ni-Mh potraktowany w ten sam sposób, zyskuje na żywotności nawet gdy wydaje się że jest już całkiem zużyty.
Poza tym teorie zawsze można potwierdzić w literaturze, nie po to stada doktorantów marnuje życie na pomiary, eksperymenty i tworzenie później publikacji opisujących to dość dokładnie, żebyśmy później uprawiali szamanizm. Wszystko jest zbadane i udowodnione, nie ma co tworzyć mitów i traktować chemii jak czarnej magii.