Niech będzie pochwalony! 🙂
Moja droga... Wszystko zaczęło się gdzieś w roku 1997. W tym czasie kończyłem szkołę zawodową. Dlaczego nie poszedłem "wyżej"? Hmmm... Całkiem możliwe, że obawiałem się egzaminów. Chociaż, żeby było ciekawiej mogę dodać, że sytuacja materialna w jakiej znalazła się moja rodzina była bardzo zła, a stówka z praktyk dawała dużo. Czasami dostawałem od szefa więcej (choć stawka w pierwszej klasie była około 50zł)... Po trzech latach, zdałem w lipcu egzamin czeladniczy.. pochwalę się,wszystko na maksa :]. W sierpniu tego samego roku dostałem pracę... na magazynie w centrum technicznym. Rok póżniej, gdy sytuacja się ustabilizowała i miałem swój grosik, znajomy w pracy wypytywał czy ktoś nie chce kupić komputera! Zgłosiłem się i nawet się nie handlowałem! Przejąłem także sporą kolekcję dyskietek z grami, którymi bardzo szybko się znudziłem, jakoś mnie nie wciągały. Zacząłem również odwiedzać moich znajomych, którzy już takie cuda techniki mieli 😉 Cuda techniki, bo to była AMIGA 600 ,moja miała dodatkowo dedykowany przełącznik, który "zamieniał" ją w 500. U znajomych zaznajomiłem się z podstawami. Całą resztę ogarniałem sam. Po krótkim czasie, miałem już kolekcję zawsze nowych gier, w które nigdy nie grałem ale z chęcią wymieniałem na programy. Najbardziej ulubionym był Paint :))))))
Po półtorej roku, przyszedł czas na pierwszy PC! Wszystko mnie fascynowało! Okienka, szybkość, możliwości, sam Windows wydawał mi się czymś super nadnaturalnym! Zaczęło się, Windows padł, trzeba było naprawić... Udało mi się! Wtedy zacząłem sam "uwalać system", stawiać go... kolejnym krokiem była modyfikacja PC. Dodanie kości pamięci... ależ mnie to wtedy kręciło! Internet w domu był za drogi, nastała era kafejek internetowych, z którychnamiętniekorzystałem. Znałem się w roku 2001na tyle, że 23 grudnia szukałem wolnego miejsca w kafejce, bo byłem umówiony z koleżanką, z którą od dłuższego czasu "rozmawialiśmy" codziennie. Niestety, kafejki były zawalone, a ja zdruzgotany... Postanowiłem odwiedzić nową kafejkę, która tego dnia miała otwarcie. Niestety na 8 stanowisk dwa działały! Przy reszcie walczył dzielnie informatyk (o ile już takie pojęcie wtedy istniało 🙂 ). Poprosiłem o komputer i poinformowałem, że sam go "podłączę do sieci", zapłacę i skorzystam. Udało misię w dosłownie 5 minut... Koleżanki już nie było, złotówki leciały nieubłaganie a ja się spóźniłem sporo. Jakoś bardzo mnie to nie zabolało, a z kafejki wyszedłem następnego dnia, po skonfigurowaniu wszystkich stanowisk izabezpieczeniu ich. Z ofertą pracy jako.. hmmm no właśnie, chyba jako ten po szefie najważniejszy 🙂 Po lekko ponad roku, padła oferta kupna tej kafejki przez inną osobę. Warunkiem jednak było to, że ja zostanę na stanowisku! Trafiło się, że zmienił się na jeszcze lepszego szefa. Stary oczywiście nie był zły, przez cały czas gdy tam pracowałem szef to była tylko nazwa stanowiska, której nie używano. Byliśmy kumplami. Jak z jednym tak i z drugim. Przez 3 lata, które tam spędziłem nauczyłem się ogromnie wiele. Zaprzyjaźniłem się z firmą, która dostarczała nam internet. Pracownik obsługujący nas, był na tyle miły, że poświęcał wiele swojego wolnego czasu by mnie wdrażać we wszystkie aspekt sieci, która rozwijała się w tępie ręcz kosmicznym ;). W między czasie wszedłem w html, flash, zmiany softu w urządzeniach mobilnych(pierwszy był bodajże Siemens SL45i czy jakoś tak), telefony komórkowe wymieniałem regularnie, co jakieś 3 miesiące maksymalnie.
Pierwsza strona jaką napisałem chyba jest dostępna do dziś... poczekajcie!!!
Już jestem 😉 Tak jest!!!! Jeronimo.kgb.pl niestety nie chodzi jak dawniej, przyciski FLASH nie działają...:D
1 2 3 powrót do rzeczywistości 🙂
W roku 2004 dostęp do internetu w domu był już bardziej dostępny dla ludzi, kafejka przestała być rentowna, więc czas było się wyrwać. Oddział przedsiębiorstwa informatycznego w moim mieście, który handlował telewizją satelitarną, zegarkami, drobnymi urządzeniami oraz osprzętem komputerowym poszukiwał sprzedawcy. Zgłosiłem się i zostałem zaproszony na rozmowę do centrum firmy, w którym także mieścił się serwis. Chyba wcześniej nie napomknąłem, że pochodzę z małego miasta w południowej Polsce w rejonie o bardzo wysokim bezrobociu. Przedsiębiorstwo informatyczne, do którego zostałem zaproszony na rozmowę miało poza trzeba oddziałami w moim mieście, także 3 w innych w tym samym województwie! Chyba nie muszę mówić, że jako osoba mało wierząca w siebie, byłem nastawiony na tę rozmowę negatywnie i w pełni przekonany, że tej pracy nie dostanę!!!
Rozmowa z właścicielem. od tego się zaczęło! Było bardzo sympatycznie i profesjonalnie od początku. Przepytany zostałem z rynku sprzętu komputerowego. Gdy zostałem zapytany o topowy procesor... moja odpowiedź AMD zdziwiła właściciela! Jednak szybko dodałem, że topowy, bo budżetowy! Tego potrzebuje rynek 🙂 Póżniej już tylko opowiadaliśmy sobie o sobie popijając kawkę. Nie dostałem pracy, zostałem poproszony o przyjście na serwis kolejnego dnia na 9 rano. Następnego dnia stawiłem się punktualnie. Zostałem przedstawiony "armii" serwisantów, wręczono mi kilka, kilkanaście… a wydawało mi się kilkaset pudełek, pudełeczek, kabli… I zapytano: Składałeś już PC?
Co odpowiedziałem i dlaczego, to już nie mieści się w drodze 😉
Więc lecę dalej… ZŁOŻYŁEM GO!!!! Zainstalowałem system, sterowniki! Nawet zdziwieni byli, że tak szybko :). Wyzwaniem dla mnie jak się później okazało miała być obudowa z dodatkowymi portami z przodu, oraz na boku obudowy. Schemat w instrukcji różnił się podobno od prawidłowego. Ja jak to ja… bez instrukcji. Okazało się, że każdy port działa prawidłowo a ja, choć z góry skreślony przez serwisantów, z podłożoną świnią przebrnąłem.
Jak się można domyślać, tego dnia dostałem pracę. Stanowisko sprzedawcy w głównym salonie tej firmy. Oczywiście obsługiwałem także serwis. Po 3 miesiącach kochałem tą pracę. Podobno po takim samym okresie dziewczyny pokochały mnie!!! 😉 Taka dola rodzynka 😉
Po 2 latach, wraz z koleżanką, z którą obsługiwaliśmy system sprzedaży ratalnej ustanawialiśmy rekordy w województwie, choć to zapewne spowodowane było bardzo łatwym zdobyciem kredytu 🙂 W ostatnim roku mojej pracy wygraliśmy nawet laptop i rower górski, że się pochwalę.
W 2006 roku, klient odwiedzający nasz sklep okazał się moim starym kolegą, który zniknął przed kilkoma laty. Rozgoryczenie systemem, możliwościami i wiekiem sprawiły, że zechciałem tak jak i on popracować zagranicą, zarobić odłożyć, założyć rodzinę… po prostu żyć. Firmę, w której pracowałem kochałem i to z wzajemnością. Zarabiałem bardzo dobre pieniądze jak na rejon! Dorabiałem po pracy dwa razy tyle… oczywiście z nakazu szefowej 🙂 Och, kochana Pani Wandzia!!! Ona zarządzała naszym sklepem. Postanowiłem wyjechać. Wszystko trwało nie więcej niż 6 tygodni.
Tak oto zaczęła się przygoda w Irlandii. Życie, zmieniło scenariusz. Pracowałem przez prawie 3 lata w 2 różnych firmach, różnych od siebie tak bardzo, ale także bardzo różniących się branżą.
IT, zajmowałem się nadal. Naprawiałem sprzęty, projektowałem strony www, zajmowałem się nawet komputerami pierwszego szefa… Ale on także “siedział w tej branży” i nabrał się na maila odnośnie 20 mln dolarów w południowej afryce. Poleciał tam, stracił kilkadziesiąt tysięcy euro i zmieniłem pracę na magazyn. Tam poznałem nowych ludzi i nadal, naprawiałem, instalowałem, odzyskiwałem, konfigurowałem…
W 2008/2009 roku znalazłem się w Danii, zacząłem pracę jako… nie uwierzycie, ja nadal nie mogę uwierzyć. Jako spawacz! 🙂 Po kilku miesiącach poza spawaniem, projektowałem stronę firmie, w której zostałem zatrudniony. Stawiałem serwer, zajmowałem się sprzętem komputerowym w całej firmie, nawet konfiguracją urządzeń mobilnych (tak tak, nawet prywatnych telefonów szefostwa 😃 ).
W 2010 roku zostałem najszczęśliwszym człowiekiem… zostałem OJCEM! Wtedy też postanowiłem nadrabiać to, czego nie zrobiłem wcześniej. Ponieważ pracując w tym przedsiębiorstwie informatycznym jako jedyny osobnik bez wyższego kierunkowego wykształcenia, byłem motywowany przez Szefową by robić szkołę, zacząłem nawet zaoczne Liceum dla Dorosłych… wyjazd niestety sprawił, że nie skończyłem.
W 2014 roku, jako ojciec dwójki dzieci już wtedy, pracujący na etacie i prowadzący własną działalność, po 2 latach nauki, egzaminów w Warszawie co 6 miesięcy (nie, nie było łatwo, na 42 zaczynających, chyba tylko 14 podchodziło do matury. Drugi semestr liczył już dwadzieścia kilka osób), zdałem EGZAMIN DOJRZAŁOŚCI! Tak, z “informatyki”, bo inaczej się to już chyba nazywało, zawsze miałem 6 i nie uczestniczyłem w egzaminach, ponieważ oddawałem wszystkie prace przed terminem plus dodatkowe, które nauczycielka czasami chciała zobaczyć :). Fajnie zaczynało się od oddawania prac, z tego co się kocha.
Jeśli dotarłeś tu i jeszcze Ci się nie znudziło drogi odbiorco, to znaczy, że chyba nie pobłądziłem. Może z datami lekkie zamieszanie, ale u mnie moja droga wygląda na te chwilę tak:
Mam etat, Programuję roboty spawalnicze i oczywiście je obsługuję, czyli spawam także, robociki moje nie wszędzie swe ramię włożą, prowadzę także własną działalność. Zajmuję się również projektowaniem stron www, naprawą sprzętu komputerowego, naprawą urządzeń mobilnych… pisze wiersze …hahaha 🙂 to z wierszami to już żart.
Jeśli zastanawiasz się, po co tu to zamieszam, bo przecież muszę być “zarobiony”, odpowiem. Zamieszczam to, bo może uda się wygrać, może znowu pokocham Androida, którego przestałem kochać po doświadczeniach z dwoma pierwszymi samsungami serii galaxy…
Zarobiony? Nie, Naprawiam za grosze, strony stawiam w większości rodakom, którzy zaczynają swoje działalności i dlatego nie pobieram wielkich monet, bo moneta okrągła jest i potrafi wrócić.
Co dalej w planach? Może jakieś studia zaocznie… Wszystko pokaże czas a życie to zweryfikuje.
Dziękuję jeśli dotrwałeś aż do końca.
Dziękuję także za ten KONKURS… wróciły wspomnienia a to zmusza do refleksji!
Pozdrawiam
J.J.