Mogę opisać trochę więcej, bo cała sprawa jest obecnie w fazie rozwoju.
Sprawa wygląda tak, że adresat poleciał sobie w kulki.
4 lub 5 razy dzwoniłem do niego, że ma iść odebrać paczkę, bo jak nie to ja będę płacił za zwrot przesyłki. Za każdym razem mówił, że nie miał czasu i pójdzie jutro bądź pojutrze.
Jak się łatwo domyślić, paczki nie odebrał.
Po odesłaniu paczki z powrotem do mnie (9,50 zł) zadzwoniłem do niego po raz kolejny, powiedział, że przeprasza, miał nagły wydatek i nie mógł telefonu odebrać. Cały czas jednak liczył, że uda mu się kasę zebrać i odebrać.
Powiedział jednak, że odda mi koszt wysyłki, mam tu tylko wysłać numer konta.
Jak tutaj również łatwo się domyślić, kasy nie przesłał.
Zadzwoniłem po raz kolejny w niedzielę, 08.07 - ponoć przelew miał zrobić w poniedziałek bądź wtorek. Kasy cały czas nie mam.
Nie dzwoniłem od tej pory, planuję zrobić to jutro.
Ale tutaj pojawia się pytanie - w jaki sposób ściągnąć kasę? Czterech ruskich nie wezmę i nie pojadę, bo za daleko.
Czytałem o możliwości wejścia na drogę sądową przez e-sąd.
Droga jest taka:
- najpierw wysyłam maila, że proszę o zwrot płatności z tego i tego tytułu.
- jeśli przez 10 dni nie ma odpowiedzi/kasy, idzie kolejna wiadomość na maila.
- jeśli po kolejnych 10 dniach nadal nic, wysyła się przedsądowe wezwanie do zapłaty z potwierdzeniem odbioru (6 zł, wlicza się potem do oddania).
- jeśli to nie poskutkuje, kieruje się sprawę do sądu. Trzeba zapłacić 30 zł za bodajże klucz dostępu (oczywiście, wlicza się to potem w koszt) i w najlepszym wypadku komornik ściąga z niego należność po uzyskaniu pozytywnej i prawomocnej decyzji z sądu, doliczając od siebie 300 zł.
Warto się w coś takiego bawić? Macie może lepsze sposoby na ściąganie takich należności? Nie odpuszczę do samego końca. Choćbym miał pół Polski przejechać dla 30 zł, nie odpuszczę.