[AKTUALIZACJA]
Recenzja
Strzelanki na urządzeniach przenośnych nie mają łatwego życia. Ciężko o dokładnie sterowanie, dobrą grafikę i wciągającą rozgrywkę. Właściwie poza serią Modern Combat i N.O.V.A. nie ma za bardzo w co grać, a już w ogóle kiedy chcemy ograć jakiś tytuł w sieci. W tym miejscu Trigger First ma szansę zarządzić.

Pierwsze co rzuca się w oczy w porównaniu z konkurencyjnymi tytułami to widok zza pleców bohatera. Właściwie to zza pleców i od pasa w górę, widać wzorowano się na serii SOCOM. Druga sprawa to brak rozglądania się góra dół. Możemy jedynie obracać się horyzontalnie. Czy to dobry zabieg? Na początku ciężko się przyzwyczaić, jednak z czasem nie miałem ochoty wracać do żadnych żyroskopów i innych wynalazków z MC czy nawet Dead Trigger. Celuje się idealnie, zaś jeśli przeciwnik jest dalej, obraz sam się lekko przybliża tak abyśmy mieli szansę go zdjąć. Gra oferuje 3 klasy do wyboru na początku rozgrywki, czyli Rifleman, Scout i Grenadier, każdą ze swoim własnym zestawem broni. Oczywiście z czasem odblokowujemy kolejne fuzje i tak na przykład Rifleman zaczyna z AK-47, gdzie po odpowiednim zdobyciu doświadczenia odblokowuje karabin M4A1. Dodatkowo mamy dostęp do broni bocznej, perków (szybsze przeładowanie, lepszy radar) i sprzętu do konkretnej demolki (Granatniki RPG, granaty, miny). Poza tym mamy 4 zróżnicowane tryby rozgrywki, które możemy rozegrać sami z botami, lub też po sieci. Mamy tu do czynienia z klasyką gatunku (i klasycznym brakiem kampanii), jaką na pewno są: Free for All, Team Deathmatch, King of the Hill oraz swoista wariacja Capture the Flag, gdzie zamiast flagi biegamy ze świętą kozą na plecach. Jak miodna jest sama rozgrywka? Bardzo. Na początku jak to „Świerzak” ginąłem często i gęsto, gdyż bardzo krótka seria z karabinu kończy żywot naszego „Specjalisty”. To zapewne przyzwyczajenie do MC i niechęć do częstego obracania się o 180 stopni. Na szczęście w mig opanowałem bardzo intuicyjne sterowanie i już z ostatniego miejsca wskoczyłem na 3. Niestety pozostali gracze ćwiczyli chyba po nocach, bo nie udało mi się wbić wyżej. W Capture the Sacred Goat jest póki co za duży chaos, jednak już zaczyna się coś formować jeśli chodzi o ekipy.

Rozgrywka jest bardzo szybka i dynamiczna, o wiele bardziej niż w Modern Combat. Porównałbym ją nawet do PeCetowego klasyka Counter-Strike 1.6 czy nie mniej szybkiego Resistance: Fall of Man na PS3, głównie za sprawą tego, że nie musimy zatrzymać się i „wyżyroskopować” przeciwnika. Udźwiękowienie stoi na średnim poziomie. W menu przygrywa nam melodia znana z trailera, zaś podczas gry odgłosy karabinów i wybuchów są na jedno kopyto. Na szczęście grafika prezentuje całkiem niezły poziom. Wydaje mi się, że tytuł wręcz idealnie wpasowuje się w temat DLC, więc sądzę, że już niedługo pojawią się paczki z bronią. Poza tym gra bardzo szybko łączy nas z innymi graczami, a jeżeli nie mamy na to ochoty to możemy mieć pewność, że boty sterowane przez SI dają niezłe lanie. Tytuł polecam każdemu, nie tylko tym, którzy tak jak ja nienawidzą sterowania żyroskopem. Czy Trigger Fist ma jakieś minusy? Tak, pomimo sporej ceny 4.99 EUR, w grze dostępne jest IAP (In App Purchase – kupowanie przedmiotów za prawdziwe pieniądze), przez co gracze z bardziej zasobnymi portfelami, mogą odblokować bronie i perki wcześniej. Warto dodać, że oprócz rozgrywek sieciowych poprzez WiFi/3G, możemy również zagrać poprzez Bluetooth. iOSowcy już grają, Androidziarze czekają do września.
Źródło: NGTV - Mobi(lna) Recenzja: Trigger Fist
Trailer z rozgrywki -> NGTV - "Wróg upuścił kozę!" - czyli czym będzie nowy shooter TPP na iOS i Androida
Jeżeli macie jakieś pytania odnośnie gry to śmiało.
