1. Ok, to jest jakiś argument. Zakładałem jednak, że kolega chce po prostu zipa zainstalować i nie będzie go przenosić na inne komputery, a w takim przypadku nie ma się co przejmować. 🙂
2. No niestety nie jest to prawda. Przede wszystkim dlatego, że na Androidzie nie jest czysta Java, Dalvik z Javy czerpie jedynie architekturę oraz API (choć to ostatnie dokładniej rzecz ujmując z Apache Harmony). Druga, ważniejsza sprawa - by coś było multiplatformowe, musi być uruchamiane na maszynie wirtualnej - VM - lub interpreterze (jak Python, czy Ruby). Implikuje to dwa wnioski ściśle ze sobą powiązane:
- wirus nie przedrze się przez maszynę wirtualną/interpreter, gdyż programy uruchamiane są w sandboksie, czyli i mają ograniczone możliwości mieszania w systemie (szczególnie mocno zabezpieczona jest właśnie Java)
- nie istnieją pliki wykonywalne dla danego systemu, a najczęściej w taki sposób wirus może się rozprzestrzeniać za pomocą programu (choć są jeszcze jakieś możliwości w .zipie/.rar, czy .jpg).
3. Ten argument to miecz obosieczny. 🙂 Może być bowiem zupełnie odwrotnie - że atywirus omyłkowo rozpoznaje wirusa w miejscu, gdzie wcale go nie ma, a gdzie pewien fragment pliku w jakiś sposób przypomina wirusa. Miałem kilka takich sytuacji. Poza tym nie chcę, by to zabrzmiało snobistycznie, ale mimo wszystko bardziej wierzę korporacyjnemu antywirusowi kupionemu za grube pieniądze, niż wersjom darmowym. 🙂